- Luke miał dla mnie pewną sprawę.
Quincy popatrzył na nią z zainteresowaniem. Po chwili Rainie wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Prowadził śledztwo w sprawie mojej mamy. 22 - Twojej mamy?! - Quincy był zaskoczony. Matka Rainie zginęła piętnaście lat wcześniej. Zginęła postrzelona w głowę ze strzelby. Większość mieszkańców Bakersville uważała, że to Rainie pociągnęła za cyngiel. Tak już jest, kiedy wychodzi się z domu z cudzym mózgiem we włosach. - Jakiś facet próbował ją odnaleźć. Luke uznał, że powinnam o tym wiedzieć. - Dlaczego... po tylu latach? Rainie uśmiechnęła się szeroko. Nie umiała się powstrzymać. - Tamten facet akurat wyszedł z więzienia. Zwolniony po trzydziestu latach odsiadki za zabójstwo. Tak, mama umiała ich sobie dobierać. - Wiedziała też, jak robić wrażenie - dowcipnie dodał Quincy - skoro facet myślał o niej nawet po trzydziestu latach. - Luke sprawdził, czy to przypadkiem nie jakiś numer. Przekazał mi wiadomości i na tym koniec. Quincy spojrzał jakoś dziwnie. Rainie zdawało się, że może chciał powiedzieć coś więcej, a potem się rozmyślił. Przyszedł kelner z rachunkiem. Quincy zapłacił. I jak za dawnych czasów Rainie udawała, że jej to nie przeszkadza. Byłoby rozsądnie zakończyć ten wieczór właśnie tu. Quincy zjawił się, zlecił Rainie ważną dla siebie sprawę i zaprosił ją na kolację. Koniec. Powinna zawczasu dać sobie spokój. Ale była zaledwie siódma, temperatura dopiero zaczynała spadać. Rainie nadal czuła się niepewnie. Poprowadziła go przez dzielnicę Pearl. Piękny stary sklep, a przed nim nieprawidłowo zaparkowane porsche. A tu kolejna kawiarnia, tutaj galeria sztuki, dalej salon wystawowy unikatowych, ręcznie robionych mebli. Pokazała mu też rzędy magazynów niedawno zamienionych na mieszkania po ćwierć miliona dolarów i luksusowe apartamenty. Ich fasady były odnowione, wymalowane w łagodne żółcie i ciepłe brązy. Przed każdym frontowym wejściem siedzieli ludzie w malutkich ogródkach. Kilka par ubranych w ciuchy marki J. Crew spacerowało po wypielęgnowanych ulicach ze swoimi labradorami. Spójrz na to miejsce - pomyślała Rainie. - Spójrz na mnie. Nieźle jak na dziewczynę z zabitego dechami Bakersville. Potem popatrzyła na swoje wystrzępione szorty i nieszczególną koszulkę na ramiączkach i wtedy euforia ją opuściła. Pragnęła tego świata z jego pięknymi rzeczami. Nienawidziła tego świata z jego pięknymi rzeczami. Miała trzydzieści dwa lata, a wciąż nie wiedziała, kim jest i czego chce od życia. Wkurzało ją to, ale gniew kierowała przeciwko sobie. Nagle zawróciła w stronę wzgórz. Quincy nie rozumiał dlaczego, ale zaraz ruszył w ślad za nią. 23 Touche, miejscowy lokal. Był tu w czasach, kiedy tylko biedni studenci uważali, że można mieszkać w dzielnicy magazynów. Będzie tu, kiedy właścicielom rodzinnych sportowych samochodów zbrzydną wielkie mieszkania i zaczną uciekać ku zieleńszym pastwiskom. Na dole znajdowała się restauracja. Całkiem niezła. Górę zajmowała sala bilardowa. Znacznie lepsza. Przy barze Rainie podała prawo jazdy i zwitek banknotów. W zamian otrzymała komplet bil, dwa kije i dwie butelki budweisera light. Quincy uniósł jedną brew, po czym zdjął marynarkę. W tym słabo oświetlonym pomieszczeniu był jedynym facetem w garniturze wśród pół tuzina motocyklistów i dwóch tuzinów studentów. Czuł się bardzo nieswojo i ona o tym wiedziała.